Personal tools
You are here: Home Etyka Problem zła Czy istnienie zła zaprzecza istnieniu Boga?
Error
There was an error while rendering the portlet.
Log in


Forgot your password?
Log in


Forgot your password?
 

Czy istnienie zła zaprzecza istnieniu Boga?

— filed under:

Fragmenty książki "Bóg, wolność i zło". Odparcie ateistycznych argumentów odwołujących się do kwestii dobra i zła i teistyczna Obrona Wolnej Woli w wykonaniu chrześcijańskiego filozofa analitycznego Alvina Plantingi.

Problem zła

  • Problem zła »
  • Pytanie: Dlaczego Bóg zezwala na zło? »
  • Czy teista sam sobie przeczy? »
  • Czy możemy pokazać, że nie ma tutaj sprzeczności? »

Zaczniemy od tego, co nazwałem antyteologią naturalną - próbą udowodnienia, że Bóg nie istnieje, a w każdym razie, że wiara w Jego istnienie jest nierozsądna lub irracjonalna. Najszerzej chyba akceptowana i najbardziej frapująca część antyteologii dotyczy tak zwanego problemu zła. Wielu filozofów jest przekonanych, że istnienie zła przysparza trudności teistom. Równie wielu uważa, że istnienie zła (przynajmniej takie jego rozmiary i rodzaje, jakich obecnie doświadczamy) powoduje, iż wiara w Boga jest nierozsądna lub racjonalnie nie do przyjęcia.

Świat istotnie zawiera wiele zła, którego część została w taki sposób skatalogowana przez Davida Hume'a:

Kamienie, wrzody, spazmatyczne bóle,
Wściekłe ataki szału, melancholii,
Lunatyczne szaleństwa lub atrofia woli,
Bezwład i wszystko niszcząca zaraza.
Straszliwe ciosy, głuche jęki:
Rozpacz
Chodzi z pociechą od łoża do łoża.
A ponad wszystkim Śmierć tryumfująca
Z napiętym lukiem. Lecz jeszcze nie razi,
Choć się rozlega błaganie, by przyszła -
Największe dobro, ostatnia nadzieja.

Zaburzenia umysłu, ciągnął Demea, choć bardziej skryte, nie mniej są może ponure i dokuczliwe. Wyrzuty sumienia, wstyd, udręka, gniew, rozczarowanie, niepokój, obawa, przygnębienie, zgryzota - któż przeszedł kiedy przez życie uniknąwszy okrutnych ciosów, jakie zadają ci oprawcy? Ilu ludzi prawie że nie zaznało w ogóle nic lepszego? Znój i ubóstwo, którymi każdy tak się brzydzi - to nieunikniony los ogromnej większości, zaś owi nieliczni uprzywilejowani, którzy zażywają wygód i dostatków, nie osiągają nigdy prawdziwego zadowolenia i szczęścia. Wszystkie razem dobra życia nie uczynią człowieka w pełni szczęśliwym; ale wszystkie razem zła zrobią zeń zaiste nędzarza, a nieomal każde z nich (któż zaś uniknąć może wszystkich?), ba, często brak jakiegoś dobra (a któż posiadać je może wszystkie?) wystarczy, aby obrzydzić życie[1].

Oprócz zła "naturalnego", jak trzęsienia ziemi, morskie bałwany, złośliwe choroby, są rodzaje zła wynikające z ludzkiej głupoty, arogancji i okrucieństwa. Niektóre z nich są opisane w boleśnie obrazowych szczegółach w Braciach Karamazow Dostojewskiego:

- Ale, ale, niedawno opowiadał mi pewien Bułgar w Moskwie - ciągnął dalej Iwan Fiodorowicz, jak gdyby nie słysząc uwagi brata - jak tam u nich, w Bułgarii, Turcy i Czerkiesi, w obawie przed powstaniem, pastwią się nad jego rodakami. Puszczają wioski z dymem, mordują, gwałcą kobiety i dzieci, na noc przybijają więźniom uszy ćwiekami do płotów, a nazajutrz wieszają ich itd. Niepodobna sobie tego wszystkiego wyobrazić. Mówi się czasem o "zwierzęcym" okrucieństwie ludzi, ale uważam, że wyrażając się w ten sposób, krzywdzi się niesprawiedliwie zwierzęta. Zwierzę nigdy nie potrafi być tak okrutne jak człowiek, tak artystycznie, tak po mistrzowsku, tak wyszukanie okrutne. Tygrys po prostu gryzie, szarpie i nic ponadto. Nigdy by mu do głowy nie strzeliło przybijać ludzi na noc gwoździami do parkanów, nawet gdyby mógł to zrobić. Otóż tamtejsi Turcy z wyjątkową namiętnością męczą dzieci, poczynając od wyrzynania sztyletem płodu z brzucha matki, a kończąc na podrzucaniu do góry niemowląt i łapaniu ich na ostrza bagnetów w obecności matek. Obecność matek jest właśnie największą delicją. Ale oto obrazek, który mnie nader zainteresował. Wyobraź sobie: niemowlę na ręku drżącej matki, dookoła Turcy. Zaczęli wesołą zabawę, pieszczą dziecko, śmieją się, aby je rozweselić, w końcu udało im się: niemowlę śmieje się. W tej chwili Turek przysuwa do twarzyczki lufę rewolweru. Dzieciak śmieje się radośnie, wyciąga rączki po rewolwer, i wówczas artysta spuszcza kurek i roztrzaskuje niemowlęciu główkę... Majstersztyk, co? Podobno Turcy bardzo lubią słodycze.[2]

Istnieje także cierpienie i barbarzyństwo, które niesie ze sobą wojna. Może najgorszą cechą wojny jest sposób, w jaki brutalizuje biorących w niej udział. Komentując proces por. Williama Calleya, oskarżonego o udział w amerykańskiej masakrze bezbronnych cywilów w My Lai w 1969 roku, pewien młody żołnierz powiedział: "Jak mogą karać Calleya? Wysłali nas tutaj, byśmy zabijali żółtków. Nasza praca to zabijanie żółtków. Jak mogą go za to ukarać?" Ktoś, kto tak mówi, jest rzeczywiście bliski zezwierzęcenia. Sokrates powiedział kiedyś, że lepiej jest cierpieć z powodu niesprawiedliwości niż samemu być jej powodem - lepiej być ofiarą niż przestępcą. Być może miał rację; może ktoś, kto stał się moralnie tak zatwardziały i nieczuły, jak na to wskazuje przytoczona wypowiedź, stracił coś cenniejszego niż samo życie.

Pytanie: Dlaczego Bóg zezwala na zło?

Świat oczywiście zawiera wiele zła. Rozważania antyteo-logiczne zaczynają się często od postawienia pewnego pytania. Jeśli Bóg jest tak łaskawy, jak utrzymują chrześcijańscy teiści, musi być na równi z nami zatrwożony tym całym złem. Ale skoro jest też tak potężny, jak się uważa, to przypuszczalnie jest w stanie coś z tym zrobić. Dlaczego zatem wyraża na to zgodę? Dlaczego nie ułoży tak spraw, żeby zło się nie pojawiało? Powinno to być dość łatwe dla kogoś tak mocnego jak On. Jak to ujął Hume:

Czy Bóg chce zapobiec złu, lecz nie może? Zatem jest bezsilny. Czy może, ale nie chce? Zatem jest zły. Czy i może, i chce zarazem? Skąd więc bierze się zło?

i

Dlaczego w ogóle istnieje na świecie nieszczęście? Nie przypadkiem, z pewnością. A zatem, powstaje z jakiejś przyczyny. Czy wynika z zamierzenia bóstwa? Ależ Bóg jest doskonale miłosierny. Czy jest z zamierzeniem tym sprzeczne? Ależ Bóg jest wszechmocny. Nic nie może podważyć rzetelności tego rozumowania, tak zwięzłego, tak jasnego, tak rozstrzygającego...[3]

Hume rozwodził się zatem nad następującą kwestią: jeśli Bóg jest doskonale łaskawy i jednocześnie wszechmocny czy też wszechmogący, dlaczego na świecie istnieje jakieś zło? Dlaczego na nie zezwala?

Jedną z odpowiedzi byłoby wskazanie powodu, dla którego Bóg zezwala na zło, lub dla którego stworzył świat zawierający zło. (Być może zło jest w jakiś sposób konieczne dla istnienia dobra). Taka odpowiedź na pytanie Hume'a jest czasem nazywana teodyceą. Udzielenie przez teistę odpowiedzi na pytanie "Skąd to zło?" lub "Dlaczego Bóg zezwala na zło?" polega na podaniu pewnej teodycei. Oczywiście teista chciałby posiadać jakąś teodyceę, jakąś odpowiedź na pytanie, dlaczego Bóg dopuszcza zło. Może bardzo usilnie pragnąć się dowiedzieć, dlaczego Bóg dopuszcza zło w ogóle lub też jakieś zło poszczególne - śmierć czy cierpienie kogoś bliskiego, albo może własne cierpienie. Załóżmy jednak, że żadna z sugerowanych teodycei nie jest satysfakcjonująca. Albo przypuśćmy, że teista przyznaje, iż po prostu nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło. Co z tego wynika? Nic szczególnie ważnego. Dlaczego przypuszczać, że jeśli Bóg rzeczywiście ma swoje powody, by dopuszczać zło, teiści mieliby pierwsi o nich wiedzieć? Być może Bóg ma ważny powód, ale jest on zbyt skomplikowany, by go zrozumieć. Albo może nie objawił nam go z jakichś innych przyczyn. To, że teista nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło, jest, być może, interesującym faktem na temat teisty, ale sam w sobie niewiele albo zgoła nic nie mówi na temat racjonalności wiary w Boga. Potrzeba o wiele więcej, by móc choćby rozpocząć argumentację antyteologiczną.

Możemy spojrzeć na to inaczej. Teista wierzy, że Bóg ma powód, by dopuszczać zło; nie wie tylko, jaki. Ale dlaczego miałoby to oznaczać, że jego wiara jest niewłaściwa lub irracjonalna? Przyjrzyjmy się następującej analogii. Wierzę, że istnieje jakiegoś rodzaju związek pomiędzy decyzją Pawła, by przystrzyc trawnik, a złożoną grupą ruchów ciała zaangażowanych w uczynienie tego. Ale jaki dokładnie związek? Czy jego decyzja powoduje te ruchy ciała? Jeśli tak, to w jaki sposób? Decyzja ta mogła zapaść na długo przedtem, zanim nawet postawił stopy na trawniku. Czy pomiędzy decyzją a pierwszym z owych ruchów rozciąga się jakiś pośredniczący łańcuch przyczynowy? Jeśli tak, jakiego rodzaju zdarzenia tworzą ten łańcuch i w jaki sposób decyzja jest powiązana z, dajmy na to, pierwszym takim zdarzeniem? Czy łańcuch taki ma pierwsze zdarzenie? W strzyżenie trawnika zaangażowana jest cała seria ruchów dała. Czy decyzja Pawła wiąże się jakoś z każdym z tych poruszeń? Jaka jest dokładnie relacja pomiędzy podjęciem decyzji o strzyżeniu trawnika - co nie wydaje się w ogóle ruchem cielesnym - a rzeczywistym zrobieniem tego? Nikt, jak podejrzewam, nie zna odpowiedzi na te pytania. Ale czy z tego wynika, że przekonanie o istnieniu związku między decyzją i ową serią poruszeń jest irracjonalne lub nierozsądne? Z pewnością nie. W taki sam sposób fakt, że teista nie zna powodu, dla którego Bóg dopuszcza zło, sam przez się nie pokazuje, iż teista jest irracjonalny, myśląc że Bóg naprawdę ma taki powód. Żeby uzasadnić swoja racie. antyteolog nie może poprzestać na zadawaniu kłopotliwych pytań na które teista nie zna odpowiedzi. Musi uczynić coś więcej - może na przykład próbować pokazać, że jest niemożliwe albo w jakiś sposób nieprawdopodobne, by Bóg miał jakikolwiek powód dopuszczać zło. Wielu filozofów - na przykład niektórzy francuscy encyklopedyści, J. S. Mili, F. H. Bradley i wielu innych - utrzymywało, że istnieje sprzeczność w twierdzeniu, tak jak to robią teiści, iż z jednej strony Bóg jest doskonale dobry, wszechmocny (to znaczy, mogący wszystko) i wszechwiedzący (czyli wiedzący o wszystkim), a z drugiej strony, że istnieje zło.

Czy teista sam sobie przeczy?

W szeroko dyskutowanym tekście, zatytułowanym Zło i wszechmoc (Evil and Omnipotence), John Mackie powtarza to stwierdzenie:

Myślę jednak, że bardziej przekonująca krytyka może dotyczyć tradycyjnego problemu zła. Można tu pokazać nie to, że wierzeniom religijnym brakuje podstawy racjonalnej, ale że są one w sposób pozytywny irracjonalne, że pewne zasadnicze części doktryny teologicznej są ze sobą sprzeczne...[4]

Czy Mackie ma rację? Czy teista sam sobie przeczy? Musimy najpierw zadać bardziej podstawowe pytanie: co właściwie się tu stwierdza? Oczywiście to, że wiara teistycz-na zawiera niespójność lub sprzeczność. Ale czym dokładnie jest niespójność lub sprzeczność? Otóż jest ich kilka rodzajów. Jawna sprzeczność jest pewnego rodzaju sądem - a mianowicie koniunkcją zdaniową, której jeden składnik jest zaprzeczeniem lub negacją składnika drugiego. Na przykład:

Paweł jest dobrym tenisistą i nieprawdą jest, że Paweł jest dobrym tenisistą.

(Ludzie rzadko wypowiadają stwierdzenia jawnie sprzeczne.) Czy Mackie oskarża teistę o akceptowanie tego rodzaju sprzeczności? Przypuszczalnie nie; to, co mówi, to:

W swej najprostszej formie problem polega na tym: Bóg jest wszechmocny; Bóg jest w pełni dobry; a jednak zło istnieje. Pomiędzy tymi trzema zdaniami wydaje się istnieć jakaś sprzeczność. Jeśli dowolne dwa z nich byłyby prawdziwe, to trzecie byłoby fałszywe. Ale jednocześnie wszystkie trzy są zasadniczą częścią większości stanowisk teologicznych; teolog, jak się wydaje, jednocześnie musi uznawać i nie może w spójny sposób uznawać wszystkich trzech zdań.[5]

Według Mackie'go zatem teista akceptuje grupę lub zbiór trzech zdań, a zbiór ten jest niespójny. Składniki tego zbioru to oczywiście:

(1) Bóg jest wszechmocny
(2) Bóg jest w pełni dobry i
(3) Zło istnieje.

Nazwijmy ten zbiór A. Stwierdza się tutaj, że A jest zbiorem niespójnym. Ale co to znaczy w stosunku do zbioru, że jest niespójny lub sprzeczny? Idąc tropem naszej definicji jawnej sprzeczności, możemy powiedzieć, że zbiór zdań jest jawnie sprzeczny, jeśli jeden z elementów tego zbioru przeczy lub jest negacją innego elementu. Wtedy jednak w sposób oczywisty widać, że zbiór, o którym mówimy, nie jest jawnie sprzeczny. Zaprzeczenia zdań (1), (2) i (3) są bowiem następujące:

(1') Bóg nie jest wszechmocny (lub nieprawdą jest, że Bóg jest wszechmocny)
(2') Bóg nie jest w pełni dobry oraz
(3') Nie istnieje zło

Żadne z tych zdań nie występuje w zbiorze A.

Oczywiście jest wiele zbiorów sprzecznych w dość oczywisty sposób, ale nie będących jawnie sprzecznymi. Weźmy, na przykład, zbiór B:

(4) Jeśli wszyscy ludzie są śmiertelni, to Sokrates jest śmiertelny
(5) Wszyscy ludzie są śmiertelni
(6) Sokrates nie jest śmiertelny.

Zbiór ten nie jest jawnie sprzeczny; ale z pewnością w jakimś znaczącym sensie ten termin do niego pasuje. Ważne jest tutaj to, że przy użyciu jedynie reguł zwyczajnej logiki - praw logiki zdań i teorii kwantyfikatów znajdujących się w każdym wprowadzeniu do tej dziedziny - możemy wydedukować z tego zbioru jawną sprzeczność. Albo inaczej, możemy użyć praw logiki do wydedukowania ze zbioru takiego zdania, które dodane do już istniejących utworzy nowy zbiór jawnie sprzeczny. Używając bowiem prawa modus ponens (jeżeli p, to q; p; zatem q) możemy wydedukować zdanie

(7) Sokrates jest śmiertelny

ze zdań (4) i (5). Wynikiem dodania zdania (7) do zbioru B jest zbiór następujący: {(4), (5), (6), (7)}. Zbiór ten jest oczywiście jawnie sprzeczny, jako że zdanie (6) stanowi zaprzeczenie zdania (7). Moglibyśmy powiedzieć, że każdy zbiór o charakterystyce takiej, jak zbiór B, jest formalnie sprzeczny. A więc zbiór formalnie sprzeczny to taki, z którego elementów da się wydedukować jawną sprzeczność przy użyciu praw logiki. Czy Mackie uważa, że zbiór A jest formalnie sprzeczny?

Jeśli tak, to się myli. Żadne prawo logiki nie pozwala wydedukować zaprzeczenia któregoś ze zdań w zbiorze A ze zdań pozostałych. A zatem zbiór A nie jest także formalnie sprzeczny.

Zbiór zdań jednak może być sprzeczny lub niespójny w jeszcze inny sposób. Rozważmy zbiór C, którego elementami są następujące zdania:

(8) Jerzy jest starszy od Pawła
(9) Paweł jest starszy od Tomasza i
(10) Jerzy nie jest starszy od Tomasza.

Zbiór ten nie jest ani jawnie, ani formalnie sprzeczny; zaprzeczenia któregokolwiek ze zdań nie możemy, tylko przy użyciu praw logiki, wydedukować ze zdań pozostałych. Ale jednak zbiór ten w jakiś sposób jest niespójny czy sprzeczny. Oczywiście bowiem niemożliwe jest, by wszystkie jego trzy elementy były prawdziwe. Jest koniecznie prawdziwe, że:

(11) Jeśli Jerzy jest starszy od Pawia, a Paweł jest starszy od Tomasza, to Jerzy jest starszy od Tomasza.

Jeśli dodamy zdanie (11) do zbioru C, otrzymamy zbiór formalnie sprzeczny; zdania (8), (9) i (11) prowadzą, w oparciu o prawa logiki elementarnej, do zaprzeczenia zdania (10).

Napisałem, że zdanie (11) jest koniecznie prawdziwe; ale co to znaczy? Moglibyśmy oczywiście powiedzieć, że jakieś zdanie jest koniecznie prawdziwe, gdy niemożliwe jest, by było ono fałszywe, lub gdy jego negacja nie jest możliwie prawdziwa. Byłoby to wyjaśnianie konieczności w kategoriach możliwości. Można się jednak obawiać, że każdy, kto nie wie, czym jest konieczność, będzie tak samo w kropce, gdy chodzi o możliwość; wyjaśnienie to nie wydaje się więc rokować większego sukcesu. Być może jedynym sposobem wyjaśnienia byłoby podanie jakichś przykładów, z nadzieją, że to wystarczy. Przede wszystkim wiele zdań można utworzyć przez same prawa logiki, na przykład:

(12) Jeśli wszyscy ludzie są śmiertelni i Sokrates jest człowiekiem, to Sokrates jest śmiertelny.

Zdania takie są prawdami logiki. Są one wszystkie konieczne w tym sensie, o który tutaj chodzi. Także prawdy arytmetyczne i w ogóle matematyczne są koniecznie prawdziwe. Co więcej, jest cała masa zdań, które nie są ani prawdami logiki, ani matematyki, a jednak są koniecznie prawdziwe; przykładem może być zdanie (11), a także:

(13) Nikt nie jest wyższy od samego siebie
(14) Czerwony jest kolorem
(15) Żadna z liczb nie jest osobą
(16) Żadna liczba pierwsza nie jest pierwszym sekretarzem i
(17) Kawalerowie są nieżonaci.

Mamy tu więc do czynienia z ważnym rodzajem konieczności - nazwijmy ją "szeroko rozumianą logiczną koniecznością". Istnieje oczywiście także odpowiedni do tego rodzaj możliwości: zdanie p jest możliwie prawdziwe (w szerokim sensie logicznym) po prostu wtedy, gdy jego przeczenie nie jest koniecznie prawdziwe (w tym samym szerokim sensie logicznym). To rozumienie konieczności i możliwości należy odróżnić od tego, które można nazywać koniecznością i możliwością przyczynową lub naturalną. Rozważmy zdanie:

(18) Henry Kissinger przepłynął wpław Atlantyk.

Chociaż w zdaniu tym słychać dysonans, nie jest ono koniecznie fałszywe w szerokim sensie logicznym (a jego zaprzeczenie nie jest koniecznie prawdziwe w tym sensie). Ale jest taki sens, według którego zdanie to jest niemożliwe: jest ono mianowicie przyczynowo albo naturalnie niemożliwe. Ludzie, w przeciwieństwie do delfinów, nie mają odpowiedniego wyposażenia fizycznego, potrzebnego do dokonania takiego wyczynu. W przeciwieństwie do Supermana, nie jesteśmy też w stanie przeskakiwać jednym susem wysokich domów albo (bez wsparcia jakiejś siły) podróżować szybciej od pocisku. Te rzeczy są niemożliwe dla nas - ale nie są logicznie niemożliwe, nawet w szerokim sensie.

Mamy tu więc do czynienia z kilkoma rozumieniami konieczności i możliwości. Jest, co więcej, wiele zdań, o których trudno powiedzieć, czy są, czy nie są możliwe w szerokim sensie logicznym. Niektóre z nich są przedmiotem sporów filozoficznych. Czy jest, na przykład, możliwe, by jakaś osoba nigdy, w ciągu całego swojego życia, nie była świadoma? Czy ludzka osoba może istnieć w sposób nieucielesniony. Jeśli to jest możliwe, to czy może być osoba, która w żadnej chwili całej swojej egzystencji nie miała ciała? Czy można widzieć nie posiadając oczu? Wszystko to są zdania, których możliwość w owym szerokim sensie logicznym jest przedmiotem niezgody i dyskusji.

Wróćmy do zbioru C (s. 36). Charakterystyczne dlań jest to, że koniunkcja jego elementów - czyli zdanie powstałe przez postawienie "i" pomiędzy zdaniami (8), (9) i (10) - jest koniecznie fałszywa. Moglibyśmy to ująć następująco: zbiór C charakteryzuje się tym, że możemy uzyskać zbiór formalnie sprzeczny przez dodanie koniecznie prawdziwego zdania - a mianowicie zdania (11). Przypuśćmy, że zbiór nazwiemy sprzecznym implicite, jeśli będzie pod tym względem przypominał zbiór C. To znaczy, zbiór zdań S jest sprzeczny implicite, jeśli istnieje takie konieczne zdanie p, że jego dodanie do S spowoduje powstanie zbioru sprzecznego formalnie. Mówiąc jeszcze inaczej: zbiór S jest sprzeczny implicite, jeśli istnieje jakieś koniecznie prawdziwe zdanie p, takie, że przy użyciu praw zwykłej logiki możemy wydedukować jawną sprzeczność ze zdania p wziętego razem ze zdaniami wchodzącymi w skład zbioru S. I gdy Mackie mówi, że zbiór A jest sprzeczny, to ma, jak sądzę, na myśli to, iż jest sprzeczny implicite w wyjaśnionym właśnie sensie. Pisze on

Jednakże sprzeczność nie powstaje natychmiast; żeby ją wskazać, potrzebujemy pewnych dodatkowych przesłanek albo może jakichś quasi-logicznych reguł, wiążących ze sobą terminy "dobra", "zła" i "wszechmocy". Te dodatkowe zasady wyrażają to, że dobro jest przeciwieństwem zła, w taki sposób, że dobra rzecz, jeśli tylko może, zawsze eliminuje złą, oraz to, że nie ma żadnych ograniczeń w stosunku do tego, co może uczynić rzecz wszechmocna. Wynika z tego, że dobra, wszechmocna rzecz eliminuje zło w całości, a zatem zdania mówiące o tym, że dobra, wszechmocna rzecz istnieje i że istnieje zło, są nie do pogodzenia.[6]

Mackie odwołuje się tutaj do "dodatkowych przesłanek". Nazywa je też "dodatkowymi zasadami" i "regułami quasi-logicznymi", stwierdzając, iż są nam one potrzebne do wykazania sprzeczności. Ma, jak sądzę, na myśli to, że aby otrzymać zbiór formalnie sprzeczny, musimy dodać do zbioru A więcej zdań, i jeśli chcemy pokazać, że zbiór A jest sprzeczny implicite, te zdania muszą być koniecznymi prawdami - "quasi-logicznymi regułami", jak je nazywa Mackie. Oto dwie dodatkowe zasady, które proponuje:

(19) Dobra rzecz, jeśli tylko może, zawsze eliminuje zło oraz
(20) Nie ma żadnych ograniczeń w stosunku do tego, co może uczynić rzecz wszechmocna.

Jeśli Mackie ma zamiar pokazać, że zbiór A jest sprzeczny implicite, to musi oczywiście uznawać, iż zdania (19) i (20) są nie tylko prawdziwe, ale i koniecznie prawdziwe.

Czy tak jest w istocie? Przyjrzyjmy się najpierw zdaniu (20). Co to znaczy, gdy się powie, że jakiś byt jest wszechmocny? Przypuszczalnie, że jest wszystkomogący albo też wszechmogący. Ale czy nie ma w ogóle żadnych ograniczeń mocy takiej istoty? Czy mogłaby ona stwarzać, na przykład, kwadratowe koła lub żonatych kawalerów? Większość teologów i teistycznych filozofów twierdzących, że Bóg jest wszechmocny, nie uważa, by mógł On stwarzać kwadratowe koła albo powodować, by jednocześnie istniał i nie istniał. Owi teologowie i filozofowie mogą twierdzić, że nie ma żadnych pozalogicznych ograniczeń działania bytu wszechmocnego, ale przyznają, że nawet wszechmocna istota nie może spowodować pojawienia się niemożliwych stanów rzeczy albo sprawić, by koniecznie fałszywe zdania stały się prawdziwe. Z drugiej strony, niektórzy teiści - Marcin Luter i Kartezjusz, dajmy na to - najwyraźniej sądzili, że Boska moc nie jest ograniczona nawet przez prawa logiki. Dla nich kwestia tego, czy zbiór A jest sprzeczny, byłaby mało interesująca. Jako teiści, wierzą oni w zdania (l) i (2) i przypuszczalnie także w zdanie (3). Natomiast stwierdzenie, że zdania (l), (2) i (3) są łącznie niespójne, zupełnie ich nie porusza - ponieważ, jak mówią, Bóg może robić rzeczy logicznie niemożliwe. A zatem może sprawić, by wszystkie elementy zbioru A były prawdziwe, nawet jeśli jest to zbiór sprzeczny (intensywne skupienie się na tej sugestii przyprawiłoby was przypuszczalnie o zawrót głowy). Tak więc teisty, uważającego, że moc Boga nie ma ograniczeń w ogóle, nawet wynikających z praw logiki, nie poruszy argument Mackie'go i nie sprawi mu żadnej trudności przypuszczalna sprzeczność zawarta w zbiorze A. Pogląd ten nie cieszy się jednak popularnością i nie bez racji - jest całkowicie niespójny. Teista twierdzący, iż Bóg jest wszechmocny, ma zwykle na myśli nie to, że dla Boskiej mocy nie ma żadnych ograniczeń, tylko co najwyżej to, że nie ma żadnych pozalogicznych ograniczeń tego, co Bóg może uczynić. A przy takim zastrzeżeniu można mieć podstawy przypuszczać intuicyjnie, że zdanie (20) jest koniecznie prawdziwe.

A jak jest ze zdaniem (19), zgodnie z którym każda rzecz dobra eliminuje zły stan rzeczy, jeśli jest w stanie to uczynić? Czy zdanie to jest koniecznie prawdziwe? Czy w ogóle jest prawdziwe? Załóżmy na początek, że nasz przyjaciel Paweł nierozsądnie wybrał się w mroźny dzień w podróż samochodem i w samym środku opustoszałej drogi przez pustynię skończyła mu się benzyna. Temperatura spada do -25°C i pojawia się bezlitośnie zimny wiatr. My siedzimy sobie wygodnie w domu (dwadzieścia pięć mil od Pawła), piekąc kasztany w trzeszczącym ogniu. Samochód stoi w garażu, w bagażniku jest zbiornik z pięcioma galonami benzyny, którą mamy zawsze w pogotowiu. Niewygoda Pawła i niebezpieczeństwo, w jakim się znajduje, są z pewnością złem, i to takim, które moglibyśmy usunąć. Ale tego nie robimy. W ten sposób nie przestaniemy jednak rościć pretensji do bycia "dobrą rzeczą" - po prostu nie zdawaliśmy sobie sprawy z położenia, w jakim się znalazł Paweł. Zatem zdanie (19) nie wydaje się konieczne. Mówi ono, że każda dobra rzecz ma pewną własność - własność eliminowania, jeśli to jest dla niej możliwe, każdego zła. Skoro jednak jest możliwy opisany przeze mnie przypadek - dobrej osoby wskutek niewiedzy nie eliminującej zła, które jest w stanie usunąć - to zdanie (19) nie może być w żaden sposób koniecznie prawdziwe.

Mackie miałby jednak podstawy twierdzić, że skoro nie wiemy o położeniu, w jakim znalazł się Paweł, to faktycznie nie jesteśmy w stanie, w danej chwili, wyeliminować tego zła. Być może miałby rację. W każdym razie mógłby tak przeformułować zdanie (19), by uwzględniało podobne przypadki:

Mackie miałby jednak podstawy twierdzić, że skoro nie wiemy o położeniu, w jakim znalazł się Paweł, to faktycznie nie jesteśmy w stanie, w danej chwili, wyeliminować tego zła. Być może miałby rację. W każdym razie mógłby tak przeformułować zdanie (19), by uwzględniało podobne przypadki:

(19a) Każda dobra rzecz eliminuje zawsze każde zło, o którym wie i które może usunąć.

Zauważmy, że zbiór zdań {(1), (2), (3), (20), (19a)} nie jest formalnie sprzeczny. Aby otrzymać formalną sprzeczność, musielibyśmy dodać zdanie mówiące o tym, że Bóg wie o każdym złym stanie rzeczy. Większość teistów wierzy rzeczywiście, że Bóg jest wszechwiedzący czy też wszystkowiedzący. Jeśli więc ten nowy zbiór - zbiór powstały po dodaniu do zbioru A zdania o tym, że Bóg jest wszechwiedzący - jest sprzeczny implicite, to Mackie powinien być usatysfakcjonowany, a teista wprowadzony w zakłopotanie. (Od tej pory za zbiór A będziemy uważać stary zbiór A wraz ze zdaniem orzekającym wszechwiedzę Boga.)

Czy jednak zdanie (19a) jest konieczne? Przypuśćmy, że wiemy, iż Paweł jest w tarapatach opisanych w poprzednim przykładzie, a na dodatek wiemy o innym przyjacielu, uwięzionym w podobny sposób, ale pięćdziesiąt mil w przeciwną stronę. Załóżmy dodatkowo, że o ile możemy uratować jednego z nich, to uratować obu po prostu nie jesteśmy w stanie. A więc w obu wypadkach jesteśmy w stanie wyeliminować zło, i w obu wypadkach o nim wiemy. Ale nie możemy wyeliminować jednego i drugiego; a jednocześnie wciąż mamy prawo uznawać się za dobrą osobę, eliminując jedno z nich - nie było bowiem w naszej mocy uczynić więcej. A więc fakt, że nie zrobiliśmy więcej, nie oznacza, że nie jesteśmy dobrą osobą. Zatem zdanie (19a) jest fałszywe. To, że każda dobra rzecz eliminuje każde zło, o którym wie i które umie usunąć, nie jest konieczną prawdą ani nawet prawdą w ogóle.

Możemy spojrzeć na to samo z innej strony. Powiedzmy, że poszliśmy wspinać się na skałki. Jeszcze trochę niewprawni, doznaliśmy kilku skaleczeń i zadrapań przez niezbyt eleganckie używanie kolan zamiast stóp. Jedno ze zranień jest dość bolesne. Wspomnieliśmy o tym znajomemu lekarzowi, który ocenił, że ból przejdzie sam po jednym albo dwóch dniach. W tym czasie, jak powiedział, nie można zrobić niczego, co usunęłoby ból, poza amputacją nogi powyżej kolana. Ból w kolanie jest złym stanem rzeczy. Przy zachowaniu nie zmienionych wszystkich innych okoliczności lepiej byłoby bez tego bólu. Jednocześnie w zasięgu możliwości naszego znajomego leży wyeliminowanie złego stanu rzeczy. Czy zaniechanie tego oznacza, że nie jest on dobrą osobą? Oczywiście, że nie; mógłby bowiem wyeliminować zły stan rzeczy tylko przez sprowadzenie innego, o wiele gorszego zła. Jest więc jeszcze raz oczywiste, że zdanie (19a) jest fałszywe. Jest całkowicie możliwe, by dobra osoba nie usunęła złego stanu rzeczy, o którym wie i który może wyeliminować. Mogłoby się to zdarzyć, gdyby, tak jak w powyższym przykładzie, nie była w stanie wyeliminować zła bez sprowadzenia zła większego.

Ten nieco różniący się od poprzedniego przypadek pokazuje to samo. Imponujących rozmiarów dobry stan rzeczy D przeważy nad trywialnym złem Z - to znaczy, łączny stan rzeczy D i Z jest sam dobrym stanem rzeczy. I z pewnością dobra osoba nie będzie zobligowana do eliminowania danego zła, jeśli mogłaby to zrobić tylko przez wyeliminowanie dobra owo zło przeważającego. Zdanie (19a) nie jest więc koniecznie prawdziwe. Nie może zostać użyte do wykazania, że zbiór A jest sprzeczny implicite.

Te trudności mogłyby zasugerować kolejne przeformułowanie zdania (19). Można spróbować zrobić to następująco:

(19b) Dobra rzecz eliminuje każde zło Z, o którym wie i które jest w stanie wyeliminować nie sprowadzając większego zła ani nie eliminując dobrego stanu rzeczy, który przeważa zło Z.

Czy jest to zdanie koniecznie prawdziwe? Uwzględnia ono drugą z dwóch trudności dotykających zdanie (19a), ale pozostawia pierwszą nietkniętą. Możemy to pokazać w następujący sposób. Przypuśćmy, po pierwsze, że będziemy mówić, iż jakaś istota eliminuje właściwie zły stan rzeczy wtedy, gdy robi to bez usuwania przeważającego dobra i bez wywoływania większego zła. Jest wtedy oczywiście możliwa sytuacja, w której jakaś osoba będzie mogła wyeliminować właściwie jakieś zło Z i będzie również mogła wyeliminować właściwie inne zło Z', ale nie będzie mogła wyeliminować właściwie ich obu. Znowu wspinamy się na skałkach, tym razem na straszliwej północnej ścianie wierzchołka Grand Teton. Wraz z partnerem spotkaliśmy Curta i Boba, dwóch wspinaczy uwięzionych w ścianie 40 metrów od siebie. Odwiązali się od siebie, by sięgnąć po papierosy i upuścili linę w czasie ich zapalania. Nadciąga niebezpieczna, groźna burza. Mamy dość czasu, by uratować jednego z uwięzionych wspinaczy i wycofać się przed nadejściem burzy. Jeśli jednak będziemy ratować obu, zarówno oni, jak i my zostaniemy złapani w ścianie przez burzę, która przypuszczalnie wszystkich nas zniszczy. Możemy w tym wypadku wyeliminować jedno zło (uwięzienie Curta w ścianie) bez spowodowania większego zła i bez wyeliminowania większego dobra. Możemy też wyeliminować właściwie inne zło (podobne uwięzienie Boba) bez spowodowania większego zła lub eliminowania większego dobra. Ale nie możemy właściwie wyeliminować ich obu. W ten sposób fakt nieuratowania, choć było to możliwe, na przykład Curta, nie oznacza, że nie jesteśmy dobrą osobą. Każde zło jest więc tutaj tego rodzaju, że może zostać przez nas właściwie wyeliminowane, ale nie da się właściwie wyeliminować ich obu, a zatem nie możemy być obwiniani za niewyeliminowanie tylko jednego z nich.

Ani zdanie (19a), ani (19b) nie są zatem koniecznie prawdziwe. Moglibyśmy na to odpowiedzieć, że przykłady podobne do przedstawionego - takie, w których ktoś może wyeliminować jakieś zło A i jakieś inne zło B, ale nie może wyeliminować ich obu - nie stosują się do przypadku bycia kimś, jak Bóg, jednocześnie wszechmocnym i wszechwiedzącym. To znaczy, można by uważać, że skoro wszechmocna i wszechwiedząca istota jest w stanie wyeliminować każdy z dwóch przypadków zła, to może wyeliminować je oba. Możliwe, że tak jest, ale nie o to tutaj chodzi. Faktem jest, że kontrprzykłady pokazują, iż zdania (19a) i (19b) nie są koniecznie prawdziwe, a zatem nie mogą być użyte do wykazania, że zbiór A jest niespójny implicite. Uwaga powyższa sugeruje natomiast, że antyteolog mógłby postawić na swoim, gdyby wprowadził do zdania (19) własności wszechmocy i wszechwiedzy. Mógłby ująć to jakoś tak:

(19c) Wszechmocna i wszechwiedząca dobra istota eliminuje każde zło, które może wyeliminować właściwie.

Przypuśćmy, że dla celów naszego wywodu uznamy konieczną prawdziwość zdania (19c). Czy przyda się to celom Mackie'go? Nie jest to oczywiste. Przez dodanie zdań (20) i (19c) do zbioru A nie otrzymamy bowiem formalnej sprzeczności. Nowy zbiór będzie zawierał sześć następujących elementów:

(1) Bóg jest wszechmocny
(2) Bóg jest w pełni dobry
(2') Bóg jest wszechwiedzący
(3) Istnieje zło
(19c) Wszechmocna i wszechwiedząca dobra istota eliminuje każde zło, które może wyeliminować właściwie oraz
(20) Nie ma żadnych ograniczeń tego, co może uczynić rzecz wszechmocna.

Jeśli teraz zbiór A' miałby być formalnie sprzeczny, to z każdego spośród pięciu jego elementów powinniśmy być w stanie wydedukować zaprzeczenie szóstego za pomocą praw prostej logiki. To znaczy, z każdej piątki zdań wynikałoby formalnie zaprzeczenie zdania szóstego. A zatem, gdyby zbiór A' był formalnie sprzeczny, zaprzeczenie zdania (3) wynikałoby z pozostałych pięciu zdań. To jest, ze zdań (l), (2), (2'), (19c) i (20) wynikałoby formalnie zdanie:

(3') Zło nie istnieje.

Ale tak nie jest. Formalnie wynika z nich nie to, że nie ma w ogóle zła, ale tylko tyle, że:

(3") Nie istnieje zło, którego Bóg nie mógłby właściwie wyeliminować.

A zatem zdanie (19c) także niewiele pomaga - nie dlatego, że nie jest koniecznie prawdziwe, ale dlatego, że jego dodanie [wraz ze zdaniem (20)] do zbioru A nie prowadzi do powstania zbioru formalnie sprzecznego.

Jest oczywiste, że to, co antyteolog musi dodać, by uzyskać zbiór formalnie sprzeczny, to zdanie:

(21) Jeśli Bóg jest wszechmocny i wszechwiedzący, to może właściwie wyeliminować każdy zły stan rzeczy.

Przypuśćmy, że zgodzimy się, iż zbiór złożony z A plus zdania (19c), (20) i (21) jest formalnie sprzeczny. Jeśli zdania (19c), (20) i (21) są wszystkie koniecznie prawdziwe, to zbiór A jest sprzeczny implicite. Zgodziliśmy się już, że (19c) i (20) są zdaniami rzeczywiście koniecznymi. Musimy przyjrzeć się zdaniu (21). Czy jest ono koniecznie prawdziwe?

Nie. Żeby to pokazać, odpowiedzmy na następujące pytanie. W jakich warunkach wszechmocna istota byłaby niezdolna do wyeliminowania jakiegoś zła Z, bez wyeliminowania przeważającego dobra? Załóżmy, że Z jest zawarte w jakimś dobrym stanie rzeczy, który je przeważa. To znaczy, przypuśćmy, że jest jakiś dobry stan rzeczy D, tak związany z Z, iż nie jest możliwe uzyskanie lub zajście D, bez uzyskania Z. (Inaczej mówiąc, stan rzeczy S zawiera S', gdy łączny stan rzeczy S, ale nie S', jest niemożliwy albo gdy zajście S powoduje konieczność zajścia S'.) Przypuśćmy dalej, że jakiś dobry stan rzeczy D zawiera zły stan rzeczy Z, nad którym przeważa. Wtedy nawet wszechmocna istota nie może -wyeliminować Z bez usunięcia D. Ale czy jakieś przypadki, w których dobry stan rzeczy zawiera w tym sensie zło, nad którym przeważa?[7] Rzeczywiście istnieją takie stany rzeczy. Żeby wziąć sztuczny przykład, załóżmy, że złem Z jest cierpienie Pawła z powodu lekkiego zadrapania, a dobro D jest naszym stanem oszałamiającego szczęścia. Połączony stan rzeczy, D i Z - stan uzyskany wtedy i tylko wtedy, gdy zachodzi jednocześnie D i Z - jest wówczas dobrym stanem rzeczy. Lepiej jest, przy nie zmienionych wszystkich innych okolicznościach, że jesteśmy ogromnie szczęśliwi i Paweł cierpi z powodu umiarkowanie dokuczliwego otarcia naskórka, niż gdyby ten stan rzeczy nie nastąpił. D i Z jest zatem dobrym stanem rzeczy. Oczywiście D i Z zawiera Z: niewątpliwie jest koniecznie prawdziwe, że jeśli jesteśmy szalenie szczęśliwi i Paweł cierpi z powodu zadrapania, to Paweł cierpi z powodu zadrapania.

Wynika stąd, że zdanie (21) nie jest koniecznie prawdziwe. Nasza dotychczasowa dyskusja pokazuje w końcu, że niełatwo jest znaleźć koniecznie prawdziwe zdanie, które po dodaniu do zbioru A uczyniłoby zeń zbiór formalnie sprzeczny.[8] Można się zatem dziwić, dlaczego tak wielu antyteologów twierdzących z pewnością siebie, że zbiór A jest sprzeczny, nie usiłuje nawet tego udowodnić. W większości przypadków zadowala ich samo orzekanie o istnieniu sprzeczności. Nawet Mackie, dostrzegający potrzebę pewnych "dodatkowych przesłanek" lub "quasi-logicznych reguł", czyni zaledwie pierwszy krok ku znalezieniu owych dodatkowych przesłanek, które byłyby koniecznie prawdziwe i które wraz z elementami zbioru A prowadziłyby formalnie do jawnej sprzeczności.

Czy możemy pokazać, że nie ma tutaj sprzeczności?

Podsumujmy nasze dotychczasowe wnioski. Chociaż wielu antyteologów twierdzi, że teista wikła się w sprzeczność, gdy przyjmuje zdania wchodzące w skład zbioru A, zbiór ten najwyraźniej nie jest ani jawnie, ani formalnie sprzeczny. Należy więc przypuszczać, że twierdzenie antyteologów musi oznaczać, iż zbiór A jest sprzeczny implicite. Aby uprawomocnić swoje twierdzenie, antyteolog musi znaleźć takie koniecznie prawdziwe zdanie p (może to być koniunkcja kilku zdań), które dodane do zbioru A uczyni zeń zbiór sprzeczny formalnie. Żaden z antyteologów nie przedstawił nawet odpowiedniego kandydata do tej roli i z pewnością nie jest łatwo wyobrazić sobie, jakie to zdanie miałoby być. Można by więc uznać, że powinniśmy po prostu zadeklarować zbiór A jako spójny implicite, na tej zasadzie, iż o jakimś zdaniu (czy zbiorze) można zakładać, że jest spójne lub możliwe, dopóki się nie udowodni czegoś przeciwnego. Taka droga stwarza jednak pewien problem. Na tej samej zasadzie bylibyśmy zmuszeni do uznania tezy antyteologa - że zbiór A jest niespójny - za możliwą lub niesprzeczną. Ale twierdzenie, że dany zbiór zdań jest sprzeczny implicite, samo jest albo koniecznie prawdziwe, albo koniecznie fałszywe. Skoro więc takie twierdzenie jest możliwe, to nie jest koniecznie fałszywe. A zatem jest prawdziwe (w istocie koniecznie prawdziwe). Gdybyśmy więc poszli za powyższą zasadą, musielibyśmy uznać zbiór A za niesprzeczny implicite (ponieważ nie pokazano, by miało być inaczej). Ale to samo musielibyśmy powiedzieć o twierdzeniu antyteologa, ponieważ nie pokazaliśmy, że tamto twierdzenie jest sprzeczne lub niemożliwe. Twierdzenie antyteologa jest, co więcej, koniecznie prawdziwe, jeśli jest możliwe. Podobnie, jeśli zaakceptujemy powyższą zasadę, będziemy musieli uznać zbiór A za jednocześnie spójny i niespójny implicite. Wszystko więc, co możemy powiedzieć w tej chwili, to to, że nie wykazano sprzeczności implicite zbioru A.

Czy można coś z tym dalej zrobić? Jedną z możliwości byłaby próba pokazania, że zbiór A jest niesprzeczny implicite lub możliwy w szerokim sensie logicznym. Ale co się z tym wiąże? Choć jest wiele sposobów podejścia do tych spraw, są one pod jednym ważnym względem do siebie podobne. Wszystkie sprowadzają się do następującego problemu: chcąc pokazać spójność zbioru S myślimy o jakimś możliwym stanie rzeczy (nie musi on rzeczywiście zachodzić), który ma to do siebie, że gdyby rzeczywiście miał miejsce, to wszystkie elementy zbioru S byłyby prawdziwe. Procedura ta jest czasami nazywana podawaniem modelu zbioru S. Moglibyśmy, na przykład, utworzyć zbiór aksjomatów, a później, poprzez podanie jego modelu, pokazać, że jest on niesprzeczny. W taki właśnie sposób udowodniono, że zaprzeczenie Euklidesowego pewnika równoległości jest formalnie spójne z resztą jego aksjomatów.

Są rozmaite specjalne przypadki tej procedury, dopasowane do szczególnych okoliczności. Przypuśćmy, na przykład, że mamy parę zdań p i q. Chcemy pokazać, że są one spójne. Przypuśćmy także, że uznajemy, iż ze zdania p wynika zdanie p2 wtedy, gdy niemożliwe jest, by p1 było prawdziwe, a zdanie p2 fałszywe - czyli jeśli koniunkcja zdań p1 i nie p2, jest koniecznie fałszywa. Jednym ze sposobów pokazania, że p jest niesprzeczne z q, jest znalezienie jakiegoś zdania r, którego koniunkcja z p jest i możliwa, w szerokim sensie logicznym, i taka, że wynika z niej zdanie q. Jakiś beztroski i nie douczony behawiorysta mógłby, na przykład, twierdzić, że myślenie tak naprawdę nie jest niczym innym, jak tylko ruchem krtani. Mógłby na dodatek utrzymywać, że zdanie:

(P) Jones nie poruszał swoją krtanią po 30 kwietnia

jest sprzeczne (w szerokim sensie logicznym) ze zdaniem:

(Q) Jones myślał trochę w maju.

Aby obalić taką tezę, moglibyśmy pokazać, że zdanie P wygląda na niesprzeczne ze zdaniem następującym:

(R) Podczas rekonwalescencji po usunięciu krtani w dniu 30 kwietnia, Jones spędzał wolne chwile na pisaniu (w maju) znakomitego artykułu na temat Kantowskiej Krytyki czystego rozumu.

Koniunkcja P i R wydaje się niesprzeczna, ale najwyraźniej wynika z niej także Q (nie da się napisać nawet marnego artykułu o Kantowskiej Krytyce czystego rozumu bez myślenia). A zatem zdania P i Q są niesprzeczne.

Widać, że jest to specjalny przypadek powyżej wspomnianej procedury. Zdanie R jest niesprzeczne z P. Zatem zdanie P i R jest możliwe, opisuje możliwy stan rzeczy. Ale ze zdania P i R wynika Q. Gdyby więc zdanie P i R było prawdziwe, to prawdziwe byłoby także Q, a więc i P, i Q byłyby prawdziwe. Mamy tu w istocie do czynienia z przypadkiem wytworzenia takiego możliwego stanu rzeczy, którego rzeczywiste zajście sprawiłoby, że wszystkie elementy rozważanego zbioru (w tym wypadku dwuelementowego zbioru złożonego ze zdań P i Q) byłyby prawdziwe.

Jak się to ma do naszego przypadku? Otóż w sposób następujący. Połączmy ze sobą zdania (l), (2) i (2'), a otrzymany wynik nazwijmy (1):

(1) Bóg jest wszechwiedzący, wszechmocny i w pełni dobry.

Problem polega na pokazaniu, że zdania (1) i (3) (że zło istnieje) są niesprzeczne. Można to zrobić, jak widzieliśmy, przez znalezienie jakiegoś zdania r, które byłoby niesprzeczne z (1), i takiego, by z połączonych zdań (1) i (r) wynikało zdanie (3). Jednym ze zdań umożliwiających taki manewr, jest zdanie:

(22) Bóg stwarza świat zawierający zło i ma ważne powody, by tak robić.

Jeśli zdanie (22) jest niesprzeczne z (1), to wynika z tego, iż (1) i (3) (a przez to i zbiór A) są także niesprzeczne. Teiści próbują przeto pokazać, że zdania (22) i (1) są niesprzeczne.

Można do tego przystępować przynajmniej na dwa sposoby. Z jednej strony, można próbować zastosować jeszcze raz tę samą metodę. Ukuć taki możliwy stan rzeczy, który gdyby zaszedł, to wszechmocny, wszechwiedzący i w pełni dobry Bóg miałby ważne powody, by dopuścić istnienie zła. Z drugiej strony, można by próbować określić, jakie są Boskie powody dopuszczania zła, i pokazać, jeśli się okaże, że nie jest to oczywiste, iż są to powody ważne. Św. Augustyn, na przykład, jeden z największych i najbardziej wpływowych filozofów i teologów Kościoła chrześcijańskiego, pisał tak:

...niektórzy przyjmują za absolutnie prawdziwe, że stworzenia są lepsze wtedy, gdy posiadając wolną wolę, pozostają zawsze podległe Bogu i nigdy nie grzeszą. Rozważając wtedy ludzkie grzechy, boleją nad nimi nie dlatego, że nie przestają grzeszyć, lecz dlatego, że zostali stworzeni. Bóg powinien był nas stworzyć takimi - mówią - byśmy nigdy nie mieli skłonności do grzechu, lecz zawsze cieszyli się niezmienną prawdą. Nie powinni lamentować ani okazywać niezadowolenia. Bóg nie zmusza ludzi do grzechu właśnie dlatego, że ich stworzył i obdarował mocą wybierania pomiędzy grzeszeniem i bezgrzesznością. Tylko anioły nigdy nie grzeszyły i nie będą grzeszyć.

Na tym właśnie polega wspaniałomyślność Boskiej dobroci, że nie powstrzymał się On od powołania do życia nawet tego stworzenia, o którym z góry wiedział, że nie tylko będzie grzeszyć, ale pozostanie w nim wola grzechu. Tak jak porywczy wierzchowiec jest lepszy od nieruchomego kamienia, bezwolnego i pozbawionego zmysłów, tak doskonalsze jest stworzenie grzeszące z własnej woli od tego, które wcale nie grzeszy tylko dlatego, że wolnej woli nie posiada.[9]

Mówiąc najogólniej, Augustyn twierdzi, że Bóg mógł stworzyć wszechświat lepszy, bardziej doskonały właśnie dopuszczając zło, a nie odmawiając uczynienia tego:

Ani grzech, ani nieszczęście nie są konieczne dla doskonałości wszechświata, niezbędne są natomiast dusze, które zdolne są do grzechu z własnej woli i które grzech unieszczęśliwia. Gdyby ich nieszczęście trwało nawet po odpuszczeniu grzechów, albo gdyby czuły się nieszczęśliwe zanim zgrzeszą, słuszne byłoby nazwanie błędnym porządku i urządzenia tego świata. Gdyby zaś istniał grzech, lecz nie powodujący nieszczęścia, ów porządek byłby równie niecny, odarty bowiem ze sprawiedliwości.[10]

Augustyn stara się nam powiedzieć, jakie są Boskie powody dopuszczania zła. U podstaw, jak twierdzi, jest to, że Bóg może stworzyć bardziej doskonały świat dzięki dopuszczeniu zła. Prawdziwie wartościowy świat wymaga istnienia wolnych, racjonalnych i moralnych podmiotów działających, a niektóre spośród wolnych stworzeń Boskiego autorstwa działają źle. Ale świat zawierający wolne stworzenia i zło, którego się one dopuszczają, jest lepszy, niż gdyby nie zawierał ani wolnych stworzeń, ani zła. Taka próba określenia Boskich powodów dopuszczania zła jest tym, co wcześniej określiłem mianem teodycei. W języku Johna Miltona jest to próba "uzasadnienia Boskich dróg do człowieka", czyli pokazania, że Bóg jest właśnie w dopuszczaniu zła. Augustiański rodzaj teodycei mógłby być nazwany Teodyceą Wolnej Woli, ponieważ tak wielką rolę pełni w niej idea racjonalnych stworzeń obdarzonych wolną wolą.

Autor teodycei próbuje więc powiedzieć nam, dlaczego Bóg dopuszcza zło. Całkowicie różne od Teodycei Wolnej Woli jest to, co nazwę Obroną Wolnej Woli. Tutaj celem nie jest powiedzenie, jaki jest Boski powód, ale co najwyżej, jaki mógłby on być. Różnica jest następująca: Zarówno zwolennik Teodycei Wolnej Woli, jak i Obrońca Wolnej Woli starają się pokazać, że zdanie (1) jest nie-sprzeczne ze zdaniem (22), a co za tym idzie, że niesprzeczny jest także zbiór A. Przedstawiciel Teodycei Wolnej Woli próbuje to uczynić przez znalezienie jakiegoś zdania r, którego koniunkcja z (1) pociąga za sobą (22). Twierdzi on, co więcej, że zdanie to jest prawdziwe, a nie tylko spójne z (19). Próbuje powiedzieć nam, jaki rzeczywiście jest powód dopuszczania zła przez Boga. Natomiast Obrońca Wolnej Woli, choć także stara się znaleźć zdanie r, niesprzeczne z (1) i w koniunkcji z nim pociągające za sobą (22), to jednak nie twierdzi, że wie albo raczej wierzy, iż zdanie r jest prawdziwe. Ma do tego oczywiście prawo. Jego celem jest pokazanie, że zdanie (1) jest niesprzeczne z (22), jedyne więc, co potrzebuje zrobić, to znaleźć takie zdanie r, które jest niesprzeczne z (1) i takie, że (1) wraz z (r) pociągają za sobą (22). To, czy r jest prawdziwe, jest dla niego całkowicie nieistotne.

Istnieje więc zasadnicza różnica pomiędzy Teodyceą Wolnej Woli i Obroną Wolnej Woli. Ta druga wystarcza (jeśli zostaje zakończona sukcesem) do pokazania, że zbiór A jest niesprzeczny. W pewnym sensie Teodyceą Wolnej Woli wykracza poza to, co jest wymagane. Z drugiej strony, teodycea byłaby o wiele bardziej satysfakcjonująca, gdyby się okazała możliwa do osiągnięcia. Bez wątpienia teista wolałby wiedzieć, jaki jest Boży powód dopuszczania zła, niż tylko to, że jest możliwe, iż Bóg taki powód ma. Ale w obecnym kontekście (badania spójności zbioru A) całkowicie wystarcza to ostatnie. Ani obrona, ani teodycea nie dają żadnej wskazówki, jaki powód mógłby mieć Bóg, dopuszczając jakieś konkretne zło - na przykład śmierć lub cierpienie kogoś nam bliskiego. Istnieje jeszcze inna funkcja - rodzaj funkcji duszpasterskiej - której ani obrona, ani teodycea nie służą. Wierzący w Boga może przeżywać kryzys wiary, stając wobec zła w swoim własnym życiu lub nagle uświadamiając sobie jaśniej niż dotychczas zasięg i rozmiar zła. Może czuć pokusę ulegania radom "przyjaciół" Hioba, może zechcieć "złorzeczyć Bogu i śmierci". Ani Obrona Wolnej Woli, ani Teodycea Wolnej Woli nie mają za zadanie pomóc albo ulżyć komuś, kto cierpi z powodu takiej burzy duchowej (choć oczywiście w jakimś szczególnym przypadku jedno czy drugie podejście może się okazać pomocne). Ani jedno, ani drugie nie powinno być jednak traktowane jako przede wszystkim rada duszpasterska. Przypuszczalnie nie umożliwią też nikomu znalezienia pokoju z samym sobą i z Bogiem w obliczu zła, które występuje na świecie. Ale przecież żadna z tych dróg nie jest pomyślana w takim właśnie celu.


Przypisy

[1] David Hume, Dialogues Conceming Natural Religion. ed. Nelson Pike (New York: Bobbs-Merrill Co., Inc., 1970), pkt X, s. 84-85. "Wielki poeta", o którym mowa, to John Milion, a cytat pochodzi z Raju utraconego, ks. XI. [Polskie wydanie Hume'a: Dialogi o religii naturalnej, tłum. Anna Hochfeldowa, PWN 1962, s. 91-92. Tłumaczenie fragmentu z XI księgi Raju utraconego Johna Miliona - Zbigniew Bienkowski].

[2] Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow, trans. Constance Gamett (New York; Pandom House, 1933), i. 245-246. [tłum. polskie: Aleksander Wat].

[3] Hume, Dialogi o religii naturalnej, pkt X, s. 88, 91. Pol. s. 95, 99.

[4] John Mackie, Evil and Omnipotence, w: The Philosophy of Religion, ed. Basil Mitchell (London: Oxford University Press, 1971), s. 92.

[5] Tamże, s. 92-93.

[6] Tamże, s.93.

[7] Mówiąc prościej, kwestia sprowadza się w istocie do tego, czy jakikolwiek dobry stan rzeczy zawiera zlo. Krótki namysł przekonuje nas, że żaden dobry stan rzeczy nie może zawierać zła, którego by nie przeważał.

[8] W książce God and Other Minds (Ithaca, N.Y.: Comell University Press, 1967), w rozdz. 5, rozwijam szerzej projekt znalezienia takich zdań.

[9] O wolnej woli, ks. 2, tłum. Anna Trombala, PAX, Warszawa 1953.

[10] Tamże, ks. 3.

[Źródło: Alvin C. Plantinga, "Bóg, wolność i zło", Tłumaczenie: Krzysztof Gurba, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995]
Document Actions